Strony

poniedziałek, 30 grudnia 2019

Hm, czyżby powrót?

W kwietniu pożegnałam się , mając permanentny kryzys szydełkowy. Uznałam, że nie ma sensu za każdym razem przepraszać, gdy wrzuca się posta raz na pół roku. A może po prostu trzeba było nie przepraszać, tylko wrzucać w miarę możliwości?
W każdym razie COŚ się ruszyło :)
Powstały dwie chusty, odkurzyłam cienkie szydełka i powstały gwiazdki na choinkę. Ruszyłam też nowy dla mnie temat: maskotki amigurumi.
Maskotki to zawsze było moje marzenie i zawsze wydawały mi się za trudne i nie do ogarnięcia. Próby robienia czegoś z głowy wychodziły... różnie, a opisowe wzory, za którymi nie przepadam, wydawały mi się przeszkodą nie do przeskoczenia.
Nie wiem co się stało, że się przemogłam. Na razie powstały dwie przytulanki. Jeszcze niedoskonałe, jeszcze trochę krzywe. Ale są!
Wzory zaczerpnęłam ze strony amigurumi.today.

Tak więc swój ostrożny powrót na bloga zaczynam od królika i kotka :)





środa, 10 kwietnia 2019

Time to say goodbay

Czas przestać się oszukiwać i powiedzieć to wprost: moja aktywność na blogu zamarła. Przyczyn jest kilka: dzieciaki, życie codzienne, inne hobby. Ale i wtedy zdołałabym raz na jakiś czas wrzucać jakiś udzierg szydełkowy. Trzeba jednak mieć co wrzucać...
A mnie o dłuższego czasu trzyma permanentny kryzys twórczy i totalny brak weny.
Ileż to raz wyciągałam szydełko, włóczki i próbowałam coś zrobić. Zawsze kończyło się tak samo: po kilku próbach następowało prucie.  Przestałam czuć szydełko i chyba czas zaakceptować taki stan rzeczy.
Bloga nie likwiduję - bo po pierwsze to kawałek mojego życia. Po drugie - kto wie, co przyniesie przyszłość :) Może jeszcze wrócę i zasypię bloga dziergasiami :)

Aga

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Chusta Kalinda

Moje robótkowe marzenie. Gdy pierwszy raz zobaczyłam wzór - wiedziałam, że muszę, po prostu muszę ją zrobić. I cóż... moja miłość wydawała się być nieodwzajemniona, bo kilka razy kończyło się pruciem. Gdzieś robiłam błąd, niedokładnie liczyłam słupki i wzór mi się rozjeżdżał.
Uparłam się jednak i w końcu się udało. Chustę wykańczałam improwizując, bo zabrakło mi włóczki na jeszcze jeden ażur.
Włóczka to Kokonek, kolory wg mojego pomysłu.





środa, 9 maja 2018

Chusta Milles

Obiecywałam sobie, że nie będę publicznie dziwić się, że ostatni wpis był taki kawał czasu temu. Ale jak zobaczyłam, że to był grudzień, to nie mogę się powstrzymać. TYLE czasu nie pisałam?? Ciekawe czy ktoś tu jeszcze zagląda...

Niestety - doba nie jest z gumy i przy czwórce dzieci, treningach biegowych, moje szydełkowanie zeszło na plan dalszy. Przez te miesiące zrobiłam kilka czapek dla Matyldy. Ale zdjęcia mam rozrzucone po trzech różnych nośnikach pamięci i nie mogę się zebrać, żeby je zebrać do kupy.

A więc będzie znów chusta. Z Kokonków. Kolory dobrane przeze mnie.
Miałam pewne wątpliwości czy dokonałam właściwego wyboru, bo wydaje mi się, że jest zbyt duży kontrast pomiędzy ciemnym i jasnym różem i potem pomiędzy turkusem i granatem. Ale wiem, że chusta osobom postronnym się podoba, więc może nie wyszło źle.
Tak jak wspomniałam, włóczka to Kokonki długość 1100 metrów. Szydełko nr 3 (i to nie byle jakie! Strzeliłam sobie Clovera:). Wzór Milles, udostępniony na blogu Caroliny.K





środa, 27 grudnia 2017

Świąteczne prezenty

Ponieważ obie chusty trafiły już do rąk nowych właścicielek (czyli mojej mamy i teściowej), mogę je oficjalnie w całej okazałości pokazać na blogu.
Tak jak poprzednio i tym razem postawiłam na włóczki z efektem ombre. Pomimo, że oba motki były tej samej długości, chusty wyszły różne. Oczywiście powodem tego stanu są odmienne wzory.
Chusta beżowo - zielona została wydziergana wariacją na temat wzory Secret Paths. Wariacją - bo przyznaję się bez bicia, niedokładnie się spojrzałam na wzór i zaczęłam gęściej powtarzać rząd z popcornami. Potem zaczęłam przerabiać je już tak jak we wzorze. Zrobiłam też inne wykończenie chusty, stosując skromniutkie pikotki. Ponieważ i popcorny i słupki reliefowe są dość włóczkożerne (ale za to dzięki nim dzianina ma fajny efekt trójwymiarowości), ta chusta wyszła ciut mniejsza od drugiej.








Druga chusta została również wydziergana wzorem, w którym występują słupki reliefowe. Są one jednak używane oszczędniej i finalnie włóczki wystarczyło na większą chustę.
Autorka wzoru, Katja Löffler (wzór nazywa się Amorous), nie przewidziała żadnego specjalnego wykończenia, ja dołożyłam swoje.










Obie chusty zostały wydziergane z włóczki Kokonki 3 nitkowej 1000 m, szydełko nr 3.

wtorek, 5 grudnia 2017

Rachel

Chyba właśnie pobiłam rekord milczenia na blogu. Cóż: czwórka dzieci plus bieganie nie sprzyjają robótkom ręcznym ;) Przez ten czas zrobiłam trzy czapki dla Matyldy -ale sfotografowanie jej w czapce na głowie tak, żeby wszystko było ładnie widać graniczy z cudem po prostu :)
Dlatego dziś nie będzie czapek. Będzie kolejna chusta :)
W przeciwieństwie do barokowej formy Lost in Time, ta jest dość prosta. Ale jej prostota mocno mnie urzekła. Oto wzór Rachel. Do zrobienia jej użyłam 1000m/250g motka "Kolorowe Włóczki". było to też moje pierwsze spotkanie z bardzo modnymi ostatnio włóczkami ombre, czyli takimi gdzie kolory łagodnie przechodzą jeden w drugi. Chusta teoretycznie nadaje się na bardziej ciepłe dni - bo jest to mieszanka akrylu i bawełny, w praktyce noszę ją teraz i zupełnie mi nie przeszkadza, że nie jest wełniana.





wtorek, 15 sierpnia 2017

Lost in Time

Uwaga, uwaga! Będzie szydełko! Tego pewnie nikt się nie spodziewał, włącznie ze mną ;).
Bo w dalszym ciągu zaliczałam szydełkowy odwrót. Czasem coś usiłowałam dziergać - ale szybko porzucałam. Nie szło mi, nie czułam, nie miałam pomysłu, nic mi się nie podobało. Jedyne co robiłam do zapisywałam się do kolejnych  grup szydełkowych na Facebooku. Aż trafiłam na grupę "chusty i szale razem dziergane". Pomysł był prosty: liderki podają wzór na dany miesiąc - a reszta uczestniczek szydełkuje bądź robi na drutach - bo wzory są podawane na zmianę. I tak trafiłam na wzór Lost in Time. Trafiłam i... przepadłam. Nie tylko teoretycznie. Jednym słowem wzięłam znów szydełko w dłoń :)
Pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem, bo zabrakło mi włóczki :) Byłam już jednak tak zachwycona wzorem, że od razu zaczęłam robić drugą chustę. Tym razem udało się skończyć.
Włóczka Bella i bella batik od Alize. Szydełko nr 3. Chusta waży 370 g bez chwostów- czyli poszło siedem motków z kawałkiem.





wtorek, 4 lipca 2017

Stół - sierotka

Stał sobie koło śmietnika. Styrany życiem. Odrapany. Z przeraźliwie zniszczonym blatem.
Ale miał fajne proporcje. Od razu w głowie zobaczyłam go z drewnianym blatem (skąd ja wytrzasnę drewniany blat??). Pomalowany na czarno albo szaro. Z szufladą w kontrastującym kolorze. I ceramiczną gałką.
Wzięłam go :)



Zaczęłam poszukiwania blatu, bo ten zastany do niczego się nie nadawał i go wyrzuciłam. Najpierw myślałam, że wykorzystam jeden z dodatkowych blatów, który został po starym stole kuchennym (stół został przerobiony na ławę). Ale niestety - były zbyt małe. Potem zaczęłam przeszukiwać olx. Może ktoś sprzedaje albo chce oddać jakiś niepotrzebny kawałek blatu kuchennego albo coś w podobnego. Niestety tak małego kawałka nikt nie miał.
Aż tu w bloku obok zaczął się remont i robotnicy zaczęli wystawiać jakieś kawałki dech, które wyglądały jak fragmenty konstrukcji od schodów. Poleciałam do domu po miarkę i zaczęłam szukać kawałka o odpowiednim wymiarze. I znalazłam! Kawał chyba podestu od schodów. Lite dechy. Robotnicy twierdzą, że do dąb, ale jakoś usłojenie mi nie pasuje. Z jednej strony kawał był nierówny, wyrwany. Ale uznałam, że jak się oszlifuje, to fajnie będzie wyglądać taka nierówna krawędź.

No właśnie: oszlifuje. Nie dorobiłam się szlifierki i na razie wszelkie prace wykonuję ręcznie. Oj, dużo roboty było przy tym blacie - bo jeszcze trzeba było zeszlifować warstwę lakieru.



W tak zwanym międzyczasie dół stołu został pomalowany na szaro, a szuflada na kolor nazwany przez producenta "niebieska funkia".




Blat jak widać wymaga jeszcze trochę pracy. W planach jez zabejcowanie go na ciemniejszy kolor. Ale na razie wygląda tak.


poniedziałek, 15 maja 2017

Recykling meblowy

Nie będę się dziwić, że tyle czasu minęło od mojego ostatniego wpisu, przepraszać, ani obiecywać, że się poprawię. Obawiam się, że w dłuższym okresie czasu tak może wyglądać moja aktywność na tym blogu i okaże się, że każdy mój wpis powinnam zaczynać od zdziwienia i przepraszania za długie milczenie. Czwórka dzieci, w tym najmłodsze wymagające coraz większej uwagi nie ułatwiają sprawy. Dochodzi moje bieganie - i mój drugi blog związany z tą aktywnością (o, tam też spadła częstotliwość moich wpisów), a przede wszystkim to, że dalej mam zastój z szydełkiem.
Włóczki mam, nawet ostatnio koleżanka sprezentowała mi wieeelką reklamówę swoich motków i.... nic. Nawet jak czasem coś mi się ulęgnie w głowie, ręce zupełnie nie chcą słuchać. Zrobię rządek, dwa, pruję i odkładam.
Nie jest to moja pierwsza przerwa od szydełka. Najdłuższa parę lat temu trwała chyba z półtora roku, jak nie więcej. Widocznie tak musi być, muszę odpocząć od tego.
Za to  zaprezentuję Wam klasyczny DIY. Zapraszam na opowieść o dwóch taboretach znalezionych koło śmietnika :)
Stały sobie takie biedne, brudne, odrapane i chyboczące. Zauważyłam je wracając z biegania. Ponieważ trochę głupio mi było tak brać je w środku dnia, odczekałam aż się ściemni i ruszyłam w osiedle :) Ku mojemu przerażeniu dwie babcie idące parę metrów przede mną, skręciły nagle ku tym stołkom i zaczęły je oglądać! Na szczęście odłożyły je, a ja uszczęśliwiona porwałam te dwie bidy.

Jeden z taboretów już po kąpieli w wannie. Razem z brudem zeszła większość lakieru


Taborety stały niczym wyrzut sumienia z dobry miesiąc w przedpokoju zanim znalazłam czas, żeby przyjrzeć im się dokładnie i odnowić. Co miało z nich być wiedziałam od samego początku: stoliki nocne do pokoju starszych chłopaków, żeby mieli gdzie wieczorem odłożyć książki.
Taborety zostały wyszorowane w wannie, bo były pieruńsko brudne. Kiwające się nogi zostały przyklejone i zaczęło się szlifowanie i malowanie.
Pierwszy stołek zyskał szare nogi i zielone siedzisko z czarną gwiazdą. Malowanie gwiazdy nie obyło się bez przeszkód, bo niestety czarna farba podciekła pod taśmę i później musiałam bawić się małym pędzelkiem, żeby to wszystko zamaskować. Na koniec wszystko polakierowałam i dziecko nr 1 zyskało swój stolik:)




Z drugim stołkiem miałam trochę więcej myślenia. Bo za bardzo nie miałam na niego koncepcji. Czy malować tak samo, czy w inne kolory. Po oszlifowaniu siedziska do gołego drewna, stwierdziłam, że właściwie takie gołe dechy fajnie wyglądają. Postanowiłam tak je zostawić, a na wierzch metodą transferu przeniosłam głowę sowy.
Z głową sowy jednak te surowe dechy zaczęły wyglądać jak niedokończone. Stwierdziłam, że muszę jednak górę pomalować, ale tak, żeby deski wyglądały na stare. Pomogła mi bejca w kolorze dębu oraz rozwodniona biała farba. A potem obrazek pokolorowałam mazakami i kredkami. Na koniec również zabezpieczyłam lakierem. Nogi pomalowałam na czarno i porobiłam kilka przetarć.
I tak stołek powędrował do pokoju dziecka nr 2.





Nie wiem jak Wam - ale mnie się moja metamorfoza bardzo podoba :)


To nie koniec moich szalonych meblowych robótek. W sypialni od parunastu dni stoją lampki nocne mojej roboty. Na korytarzu czeka stół - również śmietnikowy, a jakże- na pomalowanie i zmianę blatu. A auto mam zawalone deseczkami i patykami wyrzuconymi przez morze na brzeg, które namiętnie zbierałam podczas naszego majówkowego wyjazdu nad Adriatyk. Postaram się w miarę wolnego czasu wszystko sfotografować i opisać.
Może i przez jakiś czas będzie tu mniej szydełka - ale nudno chyba nie będzie:)

piątek, 13 stycznia 2017

Łazienka z wanną

Ponieważ mam ewidentnie kryzys twórczy jeśli chodzi o szydełko, wezmę się za przedstawienie skutków remontu, który przetoczył się przez nasze mieszkanie blisko rok temu (rok?? Kiedy to minęło??). Dziś przedstawię Wam jedną z dwóch łazienek. 

Pierwotnie była ona mała klitką z wejściem z jednego z pokoi. Klitką mającą - podobnie jak pozostałe pomieszczenia - lata świetności zdecydowanie za sobą. Była mała, z brudną, odklejającą się tapetą na ścianach i odpadającymi kafelkami pod prysznicem. Te 12 czy 15 lat temu, gdy była robiona, na pewno prezentowała się dobrze, ale w momencie wprowadzenia się było dla nas jasne, że nawet poprzedni mieszkańcy raczej jej nie używali.





Plan był taki, żeby powiększyć ją kosztem pokoju. Zamiast małego prysznica miała się tam zmieścić wanna i dwie umywalki. Zaczęła się wielka rozpierducha :)






W miejscu po prysznicu jest teraz wejście do łazienki, a z boku stoi szafa









A tak się przedstawia aktualnie






To moje dzieło:) Z ładnych dziesięć lat temu wyszyłam te obrazki krzyżykami





Wybaczcie, że nie usunęłam zabawek dzieci, nie dopasowałam kolorystycznie ręczników, nie schowałam kubków ze szczoteczkami, nie zapaliłam świec i nie wiem co jeszcze powinnam zrobić ;)
W domu normalnie toczy się życie, w łazience też, a mój blog nie jest blogiem wnętrzarskim. Wnętrza pokazuję niejako przy okazji. Mogę więc chyba pozwolić sobie na brak profesjonalizmu, nie? (Choć widzę, że muszę w wolnej chwili zrobić jeszcze raz zdjęcia, ostrzejsze i je podmienić)

Mam parę drobnych zastrzeżeń do łazienki. Na pewno zrobiłabym cieńsze fugi niż są. Krzyżyki, które kupowałam wydawały mi się cienkie, a tu fuga wyszła panom grubsza niż myślałam. Nad wanną pojawi się kiedyś drugi plakat, Szukam idealnego o tematyce kąpielowej, pasującego do już wiszącego. Naklejki nad wanną są tymczasowe. W tym miejscu podczas wieczornego kąpania instaluję przewijak dla dziecięcia nr 4 i naklejki są dużą atrakcją :)

piątek, 6 stycznia 2017

Podsumowanie 2016

Fakt, że podsumowanie roku robię, gdy nowy rok trwa już tydzień, najlepiej świadczy o ilości czasu jakim dysponuję :) W ubiegłych latach takie wpisy robiłam zdecydowanie przed Sylwestrem.
Cóż - jeśli chodzi o robótki rok 2016 był bardo ubogi, nie wiem czy nie najuboższy od ładnych paru lat.





Stan taki jest wynikiem nie tylko mojej drugiej pasji, biegania, ale również dużej zmiany w życiu mojej rodziny - czyli pojawieniem się dziecięcia nr 4.
Swoje dołożył też remont z początku roku, z którego wygrzebujemy się właściwie cały czas (tak wiem, wiem - po pokazaniu jadalni obiecałam, że pokażę jeszcze inne metamorfozy poremontowe).

Jaki będzie ten rok jeśli chodzi o szydełko? Nie mam pojęcia :) Ale ponieważ długo bez dłubania nie jestem w stanie wytrzymać, na pewno coś na blogu będzie się pojawiać. Zapraszam:)

środa, 30 listopada 2016

Mitenki

Miałam swoje ukochane mitenki. Zrobiła mi je na drutach koleżanka. No i wzięłam i zgubiłam :( ( to w ogóle był pechowy tydzień, bo w tym samym okresie wypadła z wózka czapka dziecka nr 4 i na cito musiałam kupować nową)
Ponieważ łapki marzły, postanowiłam spróbować wydziergać coś na szydełku.

Na moje pierwsze dwie próby spuśćmy litościwie zasłonę milczenia ;)

Zaskoczyło dopiero za trzecim razem - gdy wygrzebałam dawno temu kupioną gazetkę traktującą o rękawiczkach szydełkowych.
Dziergałam szydełkiem tunezyjskim, moim ukochanym ściegiem zwanym plaster miodu. Nie bawiłam się w robienie na okrągło. Powiem szczerze, że średnio polubiłam pitolenie się z żyłką. Muszę jeszcze kiedyś spróbować z szydełkiem dwustronnym. Tym razem postanowiłam po prostu rękawiczki zszyć.
Chcialam,żeby mitenki miały klin na kciuk (tu pomocna była wspomniana już gazetka). Zaczęłam go wrabiać równo w połowie robótki - ale po zakończeniu okazało się, że szew nie biegnie idealnie z boku, tylko lekko z przodu rękawiczki.
Nie wyglądało to źle, ale w drugim egzemplarzu klin zaczęłam wrabiać wcześniej. Co prawda muszę się wtedy pilnować, żeby rękawiczkę założyć na dobrą rękę - bo przestały być dwustronne - ale za to szew mam tam gdzie chciałam: idealnie z boku. W tęczowej wersji zrobiłam też dłuższy ściągacz.
Proszę - oto moje dzieła :)

PS. Nie mam pojęcia co to za włóczka. Wyciągnięta z czeluści komody, kupiona dawno temu. Na pewno z domieszką wełny, jeśli nie wełna 100%


Wersja pierwsza




Wersja druga:







LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...