Zajęta na przykład przebiegnięciem dwóch maratonów (fanfary:P), rzadziej trzymam szydełko w dłoni. Uczyniłam próbę reaktywowania gwiazdek szydełkowych - zrobiłam dwie, na samą myśl, że mam tego dziubać więcej, odechciało mi się i poszłam pobiegać :))
W trakcie robienia jest poduszka. Taką śmieszną techniką co to polskiej nazwy nie znam, ale wg angielskojęzycznej książki traktująćej o tej technice, nosi nawę "interlocking".
Poduszka nie wiem w jakim terminie zostanie ukończona - możliwe, że pokażę to co wydziergałam do tej pory.
Ale jest też coś, co udało mi się zakończyć: skarpetki!
Już kiedyś raz uczyniłam próbę zmierzenia się z nimi - udało mi się...trochę. Dziecku memu wydziergałam na obie nogi, ale dla siebie zrobiłam jedną. Potem coś się nie mogłam zebrać i tak już zostało: jedna samotna skarpetka.
Teraz postanowiłam być mądrzejsza i zaczęłam robić dwie na raz: palce od jednej - i zaraz zaczynałam palce od drugiej - i tak dalej. Robota szła symetrycznie - a ja nie zapominałam ile tych słupków było do przerobienia, hę?
I udało się - skończyłam. Co prawda widzę, że za późno trochę zaczęłam wrabiać piętę - ale przynajmniej skarpetki są dwie.
Włóczka to wełniana lana grossa - wygrana kiedyś w konkursie facebookowym organizowanym przez biferno oraz niewiadomego składu motek wynaleziony za parę groszy w ciuchlandzie.
bardzo fajne skarpetuchy
OdpowiedzUsuńŚiwetne są. Mi zawsze marzną stopy, takich grzejniczków nigdy za wiele.
OdpowiedzUsuńNo tak jak nie lubię szydełkowych skarpet, tak Twoje mnie urzekły!!
OdpowiedzUsuńA żeby sprawdzić skład włóczki to trzeba ją podpalić (oczywiście nie polecam w wyrobie). W zależności od tego czy się pali czy się topi, czy śmierdzi i czy kulka jest twarda można określić z czego jest uprzędziona :-)
Można uznać, że to sztuka dla sztuki, ale czasem warto wiedzieć, więc polecam się jakby co :-)