Jak pamietacie zaczęłam takie cudo jakiś czas temu. Był to dla mnie powrót do przeszłości: model z "Moich robótek z 1999 roku był moim pierwszym poważnym wytworem robótkowym. I po tylu latach stwierdzam, że jest to wzór dość wymagający.
Oczywiście zgodnie z Prawem Murphy'ego na półtora okrążenia przed końcem kordonek mi się skończył.
Droga do pasmanterii była dłuuuuga. A to pogoda nie taka, a to dziecię się pochorowało, a to ja znów umierałam. W końcu dotarłam - żeby standardowo się dowiedzieć, że mam zaglądać i się dowiadywać o kolor. Ponieważ wiem, że to oznacza czekanie na Święty Nigdy, wzięłam kolor zupełnie kontrastowy - zielony. I tym zielonym przerobiłam ostatnie dwa okrążenia.
Kolory są przekłamane: zielony kolor jest w rzeczywistości ślicznym wiosennym kolorkiem. Czerwony widzę na każdym zdjęciu wyszedł inny - myślę, że bliższy prawdzie jest na tym pierwszym zdjęciu. Chyba muszę jeszcze raz spróbować zrobić te zdjęcia w świetle dziennym.
Serweta została tylko przeprasowana - jakoś chwilowo nie mam weny do upinania każdego pikotka szpilką, bo jest ich trochę
Śliczna :-) Z tymi zielonymi okrążeniami jest nawet ładniejsza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Piękna, lubię kolorowe serwetki :)
OdpowiedzUsuńpiękna :)
OdpowiedzUsuńFajnie z tym zielonym . Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńŚliczna serweta. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSerwetka jest prześliczna, a zielony, kontrastujący kolor to świetne rozwiązanie! :)
OdpowiedzUsuńPiękna, gdybyś nie wspomniała o braku nici pomyślałabym, że efekt artysty zamierzony:)
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się wzór tej serwety a zielony kolorek dodał jej charakteru pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńpiekna serwetka!!!
OdpowiedzUsuń