Weekend spędziłam z mężem i znajomymi na Jurze.
Ponieważ leczę właśnie pewien upierdliwy uraz (udało mi się podczas biegania nadziać okolice ścięgna achillesa na gałąź), wiedziałam, że ze wspinania i biegania nici. Zabrałam ze sobą więc szydełko i trochę włóczki, żeby coś tam sobie podłubać.
I całe szczęście - bo pogoda zrobiła psikusa - było zimno i wietrznie. Z tego co miałam, na gwałt dziergałam sobie czapkę na głowę.
I wyszło takie coś. Model unisex, jak widać :))
Bardzo fajna czapka. Zazdroszczę szydełkowym dziergaczkom - potrafię, ale nie na tyle dobrze, żeby czuć się z tym komfortowo...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam