Nastała w końcu godzina W (a może raczej R - jak remont?). Panowie fachowcy w liczbie trzech szybko i sprawnie doprowadzili łazienkę do stanu deweloperskiego.
Ponieważ skuwanie zajęło jeden dzień, a nie dwa, padło pytanie czy nie dałoby się przyspieszyć transportu wyposażenia. Telefon do sklepu z łazienkami - ależ Pani Agnieszko, nie ma problemu! Już wszystko do pani łazienki przyszło, czeka. Za pół godziny jesteśmy u pani, żaden problem!.
Poleciałam do ochrony informować, że w ciągu 45 minut maks pojawi się furgonetka i żeby ją wpuścili i spokojnie czekaliśmy z fachowcami na pana Włodzia.
I czekaliśmy
I czekaliśmy
I wciąż czekaliśmy
Minęła godzina
I następna
Ile można, do jasnej cholery, jechać z sąsiedniej ulicy???
Telefon. Pani Agnieszko! Już, już! Klient był , wie pani i zeszło! Już pakujemy za 15 minut jesteśmy u Pani!
Minęło pół godziny
Pani Agnieszko - już zapakowaliśmy! Zaraz u Pani będę!
I tak pan Włodek spóźniony o ponad trzy godziny zawitał z wyposażeniem.
Późniejsze z nim kontakty niestety wykazały, że pan Włodek jeśli chodzi o poczucie czasu ma zakres tolerancji wynoszący od trzech godzin do jednego dnia. I bynajmniej nie zawraca sobie głowy telefonami do klienta.
Szybkie sprawdzenie, czy zamówienie jest kompletne. Okazało się, że nie bardzo. Brakuje czterech płytek - dekorów.
O kurczę! Pani Agnieszko! Dekory! Czy ja zamówiłem dekory.... Chyba nie! Pani Agnieszko - zaraz dzwonię i zamawiam!
Potem się przekonałam, że w słowniku pana Włodzia słowa "zaraz", "niemożliwe!", "o kurczę!" występują dość często ;).
ciąg dalszy nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz