Za drugim podejściem udało mi się zdybać babkę do sesji foto - zanim zniknęła pożarta.
Jest przepyszna - mięciutka, wyrośnieta - mniam!
Jeśli posiadacie automat do pieczenia chleba - w ogóle się nie zastanawiajcie czy ją robić: wrzućcie składniki do maszyny, nastawcie program do wyrastania - i macie półtorej godziny luzu. Tylko nie przegapcie końca programu - ciasto rośnie jak głupie - i mnie za drugim razem postanowiło wyjść na spacer z maszynerii ;) Przepis zaczerpnięty z ukochanych Moich Wypieków
Jest przepyszna - mięciutka, wyrośnieta - mniam!
Jeśli posiadacie automat do pieczenia chleba - w ogóle się nie zastanawiajcie czy ją robić: wrzućcie składniki do maszyny, nastawcie program do wyrastania - i macie półtorej godziny luzu. Tylko nie przegapcie końca programu - ciasto rośnie jak głupie - i mnie za drugim razem postanowiło wyjść na spacer z maszynerii ;) Przepis zaczerpnięty z ukochanych Moich Wypieków
Składniki:
- 3 - 3,5 szklanki mąki (daję mniej więcej 3,5)
- 5 dag drożdży świeżych lub 21 g suchych (3 opakowania po 7 g)
- 6 żółtek, roztrzepanych
- 1 jajko, roztrzepane
- szczypta soli
- 1 szklanka mleka, letniego
- pół szklanki drobnego cukru (miałam tylko zwykły)
- 125 g masła, roztopionego i przestudzonego
- 15 dag rodzynek (dałam na oko plus dodałam skórkę pomarańczową)
- ekstrakt cytrynowy (2 łyżeczki) lub aromat cytrynowy.
Jestem leniuch i podam wersję dla maszynowców: wszystkie składniki wkładamy do automatu - najpierw płynne, potem stałe, włączamy program wyrastanie. Po skończeniu ciasto przekładamy do foremek ( u mnie wyszła keksówka plus forma na babę) i zostawiamy do wyrośnięcia. Pieczemy w piekarniu nagrzanym do 170 stopni do suchego patyczka.
Mnie mniej więcej po półgodzinie wierzch zaczął się za bardzo spiekać - więc ciasto przykryłam od góry folią aluminiową.
Lukier zrobiłam z cukru pudru, wody i paru kropel aromatu cytrynowego (z braku cytryny). Proporcje "na oko" - zaczęłam od dwóch łyżek stołowych cukru i jednej łyżki wody - ale potem dołożyłam jeszcze cukru, żeby lukier był odpowiednio gęsty i nie spłynął cały z ciasta.
Mnie mniej więcej po półgodzinie wierzch zaczął się za bardzo spiekać - więc ciasto przykryłam od góry folią aluminiową.
Lukier zrobiłam z cukru pudru, wody i paru kropel aromatu cytrynowego (z braku cytryny). Proporcje "na oko" - zaczęłam od dwóch łyżek stołowych cukru i jednej łyżki wody - ale potem dołożyłam jeszcze cukru, żeby lukier był odpowiednio gęsty i nie spłynął cały z ciasta.
Jeśli nie macie automatu - zapraszam po dokładne instrukcje na blog Doroty
Witam Aga u ciebie
OdpowiedzUsuńja tu staram się słodyczy nie jeść a ty mi tu z babą wyjezdzasz :D
zagoszczę u ciebie na dłuzej :)
ach - ale ta baba jest warta grzechu :)
OdpowiedzUsuńZapraszam, zapraszam :)